blazenek - 2012-12-30 22:42:41

W końcu udało mi się coś napisać. Nie wiem do końca czy jestem z tego dumny, czy nie, bo nie potrafię obiektywnie ocenić swojej pracy. Może to nie dużo i nie jest to skończona historia, ale zawsze coś. Luźna opowieść w moim własnym uniwersum. Nie będę tutaj się rozwodzić o tym jak powstał świat, ani co gdzie i jak tylko wrzucę was w sam środek, pewnych zdarzeń, które po trochu też zdefiniują życie(chociaż to może źle powiedziane)  na pewnym obszarze krainy. Już bez zbędnego pitolenia. Zapraszam.
A i nie wymyśliłem jeszcze tytułu, więc będą tylko nazwy rozdziałów ;)

Rozdział Pierwszy: Spóźniony



    Późnym jesiennym wieczorem pewien człowiek zmierzał w kierunku starego domku, wybudowanego na mało zaludnionym terenie, na południu wilczej wyspy. Chata stała na skraju niewielkiej wioski Charn otoczonej przez las, wysuwając się w kierunku pobliskiego tartaku, w którym już od lat produkuje się się masę desek. Mężczyzna stanął przed drzwiami, podniósł wzrok w ich kierunku, odetchnął głęboko jak gdyby ze zdenerwowania i wszedł do środka. Dom był mały, wchodząc do niego człowiek znalazł się w przedsionku, a na przeciwko niego była ściana. Zaraz po prawej stronie wspinały się schody na piętro, lecz idąc w drugą stronę wchodziło sie do pokoju dziennego. Na wprost znajdowały się okna, przez które można było rzucić oko na zewnątrz. W rogu pokoju stał stary, drewniany stół tylko z jednym krzesłem, najwyraźniej nikt nie spodziewał się gości. Dwie świece leżące na stole, nie świeciły zbyt mocno, a z wnętrza pokoju wydobywało się nieco silniejsze światło. Na samym środku leżała wilcza skóra - popularna ozdoba w tych stronach. Przekraczając próg pokoju i odwracając wzrok w prawo można było zobaczyć kominek, w którym ledwo co tlił się jeszcze płomień, a przed nim stał stary drewniany fotel wyścielony futrem i drugie krzesło. Trochę dalej na ścianie po prawej widać było przejście do pokoju kuchennego. Na fotelu zaś siedziała kobieta, otulona ciepło skórą tak, że w świetle płomieni jej twarz była tylko ledwie widoczna.
- Eryku to ty? - zapytała kobieta niespokojnym głosem.
- Tak to ja mamo - odpowiedział przybysz i zrzucił skórzany kubrak na krzesło stojące przy stole. Był to siedemnastoletni, wysoki brunet o jasnej karnacji. Jego oczy były koloru zielonego, miał niewielki nos i wąskie usta. Ubrany w ciepłą wełnianą koszulę i lniane spodnie - musiało być mu zimno w nogi. Podszedł powoli do fotela.
- Miałeś być przed zmrokiem, z taczką drewna, na opał, gdzie się podziewałeś? - zapytała matka.
- Musiałem pomóc Derekowi, trochę to skomplikowane, zeszło nam trochę więcej czasu niż się spodziewałem. - odpowiedział chłopak, po czym usiadł obok niej na krześle.
- Trochę więcej? Eryku jest już prawie noc, a w domu jest strasznie zimno, nie ma czym napalić w kominku. Miałeś przywieźć drewno, to było dzisiaj twoje jedyne zadanie. - powiedziała podnosząc głos kobieta.
- Wiem, to nie moja wina. Tak wyszło.
- Właśnie, że to twoja wina. Co jest ważniejsze od rodziny?
- Co miałem zrobić? Odmówić przyjacielowi w potrzebie?
- Czasem tak trzeba!
- Ojciec zawsze powtarzał...
- On nie żyję! - powiedziała wstając, ze łzami w oczach.
- Wiem mamo, - odpowiedział Eryk obejmując matkę - dlatego tak ważne jest byśmy mieli wsparcie w sobie i przyjaciołach. Jutro przywiozę drewno, obiecuję.
Po tych słowach matka chłopca wyszła do kuchni bez słowa. Eryk przesunął krzesło do stołu, wziął jedną ze świec i ruszył w kierunku schodów. Wchodząc na górę robił spory hałas, gdyż schody trzeszczały pod wpływem ciężaru. Na górze było ciemno, w świetle świecy można było zobaczyć ścianę i parę drzwi: jedne lekko otwarte, drugie zamknięte. Chłopak zbliżył się do uchylonych drzwi, przeszedł przez nie i delikatnie za sobą zamknął. Pokój w którym teraz się znajdował to jego sypialnia. Była niewielka i posiadała jedno okno na prawo od drzwi. W rogu pokoju stało łóżko, a przy nim stolik. Eryk odłożył świece na stoliku i usiadł, a następnie zdecydowanie zdmuchnął płomień i przykrywając się kocem poszedł spać.

    Obudził się na chwilę po brzasku. W pamięci miał jeszcze swój sen, lecz nie pamiętał co dokładnie mu się śniło. Powtarzał sobie jedynie w myślach słowa "To przyszło z północy". W domu było strasznie zimno, więc szybko wstał i zszedł na dół. W pokoju dziennym nikogo nie było, a z kuchni nie wydobywały się żadne odgłosy "Zapewne matka jeszcze śpi" pomyślał, po czym wziął kubrak z krzesła i wyszedł z mieszkania. Na dworze, jak to o tej porze roku bywa, było strasznie zimno. Jeszcze nie spadł śnieg, ale z pewnością już niedługo musiało to nastąpić. Lekka mgła sprawiała, że najbliższe domy były ledwie widoczne. Obok chaty stała mała szopka w której trzymane były narzędzia. Był to stary, zniszczony, drewniany budynek z niewielką bramą. Przypomniał Erykowi o zabawach z dzieciństwa. Wiele razy wybierał potajemnie zgromadzone tam narzędzia, by razem z przyjaciółmi szukać ukrytych skarbów. Chłopak podszedł do bramy, mocnym szarpnięciem otworzył ją i wszedł do środka. Po chwili wyszedł, wyjmując ze środka taczkę oraz siekierę. Zamknął szopę, a odwracając się zobaczył postać idącą pośpiesznie w jego kierunku. Był to Derek - krzepki mężczyzna średniego wzrostu, otulony grubo obraniami wyglądał na jeszcze silniejszego niż był w rzeczywistości. Na głowie miał skórzaną czapkę z pod której wyjawiały się blond włosy opadające mu na ramiona. Mimo że Derek jest sześć lat starszy od Eryka, to przyjaźnili się oni od dzieciństwa. Razem wpadali w kłopoty i razem je rozwiązywali, byli dla siebie jak bracia. Uściskali się przyjaźnie na powitanie po czym rozpoczęli rozmowę.
- Hej - powiedział Eryk - Jak tam Rina ?
- A wiesz jak to jest z kobietami... - odpowiedział Derek z uśmiechem na ustach.
- Dobra dobra, nie nabijaj się szczęściarzu.
- Niech ci będzie - powiedział i spojrzał na narzędzia - Gdzie sie wybierasz?
- Muszę iść do tartaku.
- Przecież dzisiaj miałeś mieć wolne.
- Tak, ale wczoraj pomogłem tobie, a miałem przywieźć drewno na opał. W domu jest zimno, a matka się denerwuje. Idziesz ze mną?
- Niestety nie mogę. Obiecałem Rinie, że zaopiekuję się małym, gdy ona pójdzie w odwiedziny do matki.
- Znowu?
- Ej spróbuj ją zrozumieć, ty swoją matką też byś się zajmował.
- Tak, ale nie tak często. Nie gdyby miała przy sobie brata i mieszkała taki szmat drogi stąd.
- Cóż, nie zmienia to faktu, że nie mogę iść.
- Jesteś pewien? - zapytał Eryk i dodając po chwili - To tylko kawałek, może zdążymy nim ona się przygotuje. We dwóch na pewno będzie szybciej.
- Mówiłem już. Muszę się zająć synem, dzisiaj ci nie pomogę.
- Twoja wola, na mnie już czas.
Uściskali się na pożegnanie i każdy poszedł w swoją stronę: Derek w stronę wioski, a Eryk w stronę tartaku. Minął dom i szedł drogą pchając taczkę w kierunku południowego-wschodu. Po pół godzinie drogi zobaczył wynurzający się z mgły budynek, a za nim las. Zbliżał się coraz bliżej, aż w końcu w drewnianej ścianie budynku można było dojrzeć bramę. Eryk otworzył ją, po czym wprowadził taczkę do środka...

rury Ciechocinek restauracje komornik kraków studiomelpignano